CZĘŚĆ 1 - od Monachium do granicy z Włochami Bawaria, zamek Neuschwanstein, Jezioro Bodeńskie, Liechtenstein, Szwajcaria i pierwsze alpejskie przełęcze CZĘŚĆ 2 - od granicy Szwajcarsko-Włoskiej do Passo di Stelvio Zdobywamy najwyższą przełęcz we Włoszech i wchodzimy na wysokość ponad 3000 metrów CZĘŚĆ 3 - od Passo di Stelvio do Lazurowego Wybrzeża Passo di Gavia (najpiękniejsza przełęcz), zjazd z Alp do Mediolanu, Genua, Morze Śródziemne CZĘŚĆ 4 - od Lazurowego Wybrzeża do Andorry Monako, Południowa Francja, Carcassonne, Pireneje, Andorra i Paryż CZĘŚĆ 4 - od Lazurowego Wybrzeża do Andorry
W Monako grunt jest bardzo drogi, więc ludzie budują, gdzie się da.
Wszędzie widać przepych.
Jest trochę kiczowato, ale ładnie.
Bogaci ludzie, drogie jachty...
Ciekawe ile kosztuje kawalerka w Monako.
No i oczywiście kasyno.
Kolejny widok na port jachtowy.
Biedny musi tak stać w upale.
A to typowe pocztówkowe zdjęcie z tarasu widokowego.
Za Monako była Nicea.
Po drodze trzeba było jednak coś zjeść.
Ostatecznie zmęczyło nas Lazurowe Wybrzeże i na nocleg odjechaliśmy trochę od morza.
Kolejny nocleg był na campingu...
...gdzie mogliśmy zaobserwować dziwne okazy lokalnej fauny.
Wjeżdżamy do Marsylii...
Na przedmieściach bloki prawie jak w Polsce.
Jesteśmy w centrum, gdzie teraz?
Marsylia.
Na ulicach tłok i zgiełk.
Z plaży widać Chateau d'If.
To tu był więziony Monte Christo.
Wyjeżdżając z Marsylii zaobserwowaliśmy ciekawe zjawiska atmosferyczne.
O takie.
Poranek.
Nasz obóz.
Areny w Arles.
Dziwny spektakl z bykiem w roli głównej.
I kolejny nocleg na plaży, tym razem piaszczystej.
Spanie koło koszy nie było mądre - nad ranem obudzili nas śmieciarze :)
Gdy pojawili się pierwsi plażowicze...
...trzeba było ruszyć w dalszą drogę.
Wokół było bardzo dużo wody.
Przejechaliśmy przez ładnie oświetlone Béziers.
Nie omieszkaliśmy zrobić kilku zdjęć.
Następnego dnia dojechaliśmy do Carcassonne.
Sfotografowaliśmy je od wewnątrz...
...i z zewnątrz.
A wieczorem rozbiliśmy się na skoszonym polu.
Francuskie bagietki były smaczne, ale trzeba było opracować technikę ich transportu.
Pierwszy nocleg w Pirenejach należał do dość nietypowych - niektórzy z nas spali na wałkach z siana.
Pireneje. I znowu góry.
Naszym celem była Andorra.
Pogoda zaczęła się trochę pogarszać.
A gdy wjechaliśmy do Andorry nie było już nic widać.
To jest przejście graniczne między Francją, a Andorrą.
Przejechaliśmy przez tunel i po drugiej stronie pogoda była duużo lepsza...
...choć nadal było dość pochmurno.
Jeszcze tylko kilka fotek w Pirenejach.
Kilka widoczków.
I jedziemy pociągiem do Paryża, a rowery razem z nami.
Nie obyło się bez panoramy miasta.
I zdjęć kilku najważniejszych zabytków.
W Paryżu robię za przewodnika, bo już kiedyś tu byłem.
Kuba i Antek mają dojechać następnego dnia po naszym wyjeździe, więc zostawiamy im U-locka.
Knorr wraca autobusem do Wrocka, a ja jadę TGV do Besançon. O dziwo bilet na 1 klasę jest tańszy niż na drugą.
Tam spotykam się z rodzicami, którzy akurat kończą pobyt w Besançon.
Robię sobie pamiątkowe zdjęcie z TGV.
I samochodem wracam do domu... A w tym czasie Kuba i Antek wyruszają z Paryża na podbój Beneluksu. Jak zrobią podpisy pod swoje zdjęcia to ta relacja się wydłuży :) A jak na razie to na tym koniec. Dzięki za wytrwałość :) |